Zanim się obejrzeliśmy, TKM – autorski ustrój J. Kaczyńskiego zastąpił odległą od ideału dotychczasową rzeczywistość. Problem w tym, że z deszczu wpadliśmy z impetem do głębokiego jeziora. Możemy się tym faktem oburzać, argumentować: to nie mój rząd i nie moje wartości. Ale żyjemy w jednym kraju, który nie jest pojęciem abstrakcyjnym. To, co się dzieje wokół, dotyczy każdego z nas.
Nie chodzi nawet o łatwość, z jaką rządzący zaakceptowali indoktrynację, przemoc, ksenofobię i agresję słowną. Problem w tym, że najlepszą ścieżką kariery w PiS jest dogadzanie Prezesowi. A to oznacza, że usłużni ministrowie, Prezydent, posłowie i prawicowe media na potęgę uczą się z tego narzędzia korzystać.
Prezydent nie widzi problemu, by w trakcie państwowych uroczystości pogrzebowych pokazywać się na tle flag nacjonalistycznej chuliganerii, awansowanej do rangi patriotów zatroskanych losem kraju.
Skandowane publicznie: „raz sierpem raz młotem, czerwoną (czytaj: inaczej myślącą) hołotę“, nie wywołuje u głowy państwa emocji ani krytyki. Żaden z ministrów ani posłów partii rządzącej nie widzi niestosowności w transferze symboliki Polski Walczącej na kije bejsbolowe i inne „patriotyczne“ gadżety skrajnie prawicowych organizacji.
Gdy ofiarą przemocy zostaje Polak mieszkający na Wyspach, czołowi ministrowie, w pustym geście, wskakują w pierwszy samolot do Londynu. Gdy rodak zostaje w Anglii pobity za mówienie po polsku, polski konsul rusza do akcji. Gdy w warszawskim tramwaju przemocy doświadcza mówiący po niemiecku profesor, pani premier nie widzi problemu. Politycy milczą, gdy na własnym podwórku coraz częściej ludzie są atakowani na tle odmienności poglądów, koloru skóry lub stylu życia, a pełne pogardy i agresji treści przenikają z peryferii medialnych do mainstreamu.
Tolerancja dla jakiejkolwiek formy agresji stosowanej przez jednych, powoduje chęć odwetu i samoorganizację u drugich. Tylko mały krok dzieli nas od sytuacji, w których ofiarą przemocy może zostać każdy, a najmłodsze pokolenie przeniesie patologiczne wzorce w dorosłość.
Ofiarą systemu TKM padają nie tylko urzędy państwowe i tracące na wartości spółki skarbu państwa. To również nasze dzieci. Psychika nastolatków nie pozostanie bez uszczerbku w starciu ze wszechobecną agresją, propagandą i indoktrynacją.
Minister edukacji wysyła uczniów na film „Smoleńsk“, bez skrupułów nazywając nieudolną propagandę dokumentem o walorach historycznych. Tymczasem ani w tym obrazie dokumentu, ani prawdziwej historii. Jest jedynie taniec na grobach ofiar katastrofy lotniczej i ujście dla szalonych teorii spiskowych ministra obrony 38-milionowego kraju w centrum Europy.
PiS wie, że uporczywie powtarzane kłamstwo w oczach wielu ludzi staje się prawdą. Jeżeli tego haniebnego procesu indoktrynacji dla przemocy nie powstrzymamy, wszyscy, bez względu na poglądy, zapłacimy za to wysoką cenę.
Przykre jest milczenie, jakie w powyższych sprawach zachowują przedstawiciele instytucjonalnego Kościoła. Odnoszę wrażenie, że dla niektórych hierarchów ważniejsza od propagowania chrześcijańskich wartości jest obecność na państwowych uroczystościach i wtrącanie się do spraw świeckich, takich jak styl życia, dni robienia zakupów, czy zdrowie i życie seksualne obywateli.
Mariaż TKM-u, nacjonalizmu i ingerencji Kościoła w kwestie leżące w obszarze odpowiedzialności państwa nie może się na dłuższą metę udać. Jednakże, zanim legnie w gruzach, na długi czas skłóci nas wszystkich i zniszczy satysfakcję ze skoku cywilizacyjnego, jakiego dokonaliśmy w ostatnich 27 latach.
Nie po to ciężką pracą i wieloma poświęceniami budowaliśmy naszą demokrację, rozwój gospodarczy i dobrą pozycję w Europie.
Za usłużnym prezydentem, dyletanctwem posłów PiS i ultraprawicowymi chuliganami stoją tysiące ludzi, których ominął rozwój gospodarczy, poprawa sytuacji materialnej i poczucie współuczestniczenia w kształtowaniu naszego kraju.
Naszym celem powinno być pokazanie im, że szansa nie leży w rewanżu, lecz we wspólnym budowaniu lepszej Polski.