Morawiecki na Śląsku prosi górników o ponadnormatywną pracę, żeby węgla krajowego było więcej. Mówi o planach awaryjnych, ale rozwiązań nie widać. Ponadnormatywna praca może narazić górników na niebezpieczeństwo, łamanie zasad i norm bezpieczeństwa na kopalniach. Poza tym warto spojrzeć na fakty – zwiększenie wydobycia to przygotowanie nowych wyrobisk, zwiększenie ilości sprzętu i zastąpienie starego nowym, zatrudnienie większej liczby pracowników, a tego nie da się zrobić w kilka tygodni. Realność zwiększenia wydobycia węgla przed zimą jest zerowa. Tak naprawdę dzisiejsze działania dałyby jakiekolwiek owoce najwcześniej w połowie przyszłego roku. Mamy takie powiedzenie na Śląsku, że „gruba to nie fabryka bombonów”, tu nie da się na hasło od razu zwiększyć produkcji.
Ceny regulowane węgla i rekompensaty dla składów idą do kosza.
A już w czerwcu mówiliśmy, że to nie jest dobry pomysł i głosowaliśmy przeciwko. Kolejny chwyt marketingowy, by pokazać, że rząd dba i reaguje. Teraz te rozwiązanie ma zastąpić jednorazowa dopłata do węgla, 3 tyś. zł na gospodarstwo domowe bez kryterium dochodowego. Wciąż w powietrzu wisi jednak pytanie – jak kupić węgiel, kiedy na składach fizycznie go nie ma?
Przez ostatnie miesiące rząd zapewniał nas wszystkich, że wszystko będzie dobrze i jesteśmy świetnie przygotowani.
Już w lutym, na początku wojny w Ukrainie, Premier wiedział o niedoborze węgla w krajowych magazynach. W lutym minister Anna Moskwa wystosowała pismo do Jacka Sasina z informacją o konieczności zwiększenia rezerw węgla. Minister Sasin przyznał: „szacuje się, że niedobór wyniesie około 3 mln ton węgla kamiennego energetycznego”. Rząd jednak miesiącami nie podejmował w tej kwestii żadnych działań i zwodził opinię publiczną nieprawdziwymi informacjami.
Narracja była prosta od „mamy duże zapasy” do „będzie dużo problemów”. Mówił to Premier, Prezydent i ministrowie.
Dopiero wczoraj (18.07.2022) Premier Mateusz Morawiecki przyznał, że „dzisiaj mamy chroniczny niedobór węgla” i zlecił spółkom Skarbu Państwa zakup 4,5 mln ton węgla do października-listopada tego roku. O tym, że nie ma fizycznych możliwości ściągnięcia 4,5 mln ton węgla, mówią przedstawiciele branży. Polskie porty i kolej mają ograniczoną przepustowość. Już teraz PKP Cargo nie jest w stanie rozładować zalegającego surowca, ok. 1 mln ton. To też kwestia decyzji z przeszłości – PKP Cargo parę lat temu sprzedało pokaźną liczbę swoich węglarek, gdyż węgiel miał odejść do lamusa. Już nie mieliśmy palić węglem. Niestety w Polsce zabrakło alternatywy dla węgla i stąd wynika dzisiejszy problem.
Co ciekawe już 22 grudnia 2021 roku minister aktywów państwowych Jacek Sasin powołał zespół kryzysowy do spraw monitorowania zagrożeń w sektorze elektroenergetyki i gazu. Dziś ponownie Premier powołuje Międzyresortowy Zespół ds. Zabezpieczenia Węgla dla Gospodarstw Domowych.
Węgiel może przyjechać do nas – nie będzie tańszy, bo należy pamiętać, że na jego cenę w porcie, która i tak jest na astronomicznie wysokim poziomie, ma też wpływ koszt transportu i rozładunku. Nie będzie łatwiej dostępny, bo jeśli fizycznie nie mamy go jak przyjąć w portach, to jak ma trafić do polskich domów?
Czy za parę miesięcy czeka nas zdecydowanie cieplejsza kołdra i dodatkowy sweter, aby przetrwać zimę?